sobota, 9 maja 2015

Przeprosiny

Serio bardzo ale to bardzo wam przepraszam. Wiem nawaliłam powinnam dodać rozdział i te sprawy. Szkoła mnie nieco wykończyła wszystko się na głowę zwaliło... Za tydzień pojawi się nowy rozdział. Przepraszam... :(

niedziela, 22 marca 2015

Rozdział VIII

Błagam zabijcie mnie :( Ostatnio cała narracja Jamesa poszła się paść.... Przez przypadek mi ją wykasowało i tak oto nie było szczelaniny, poznania Exo ani nowej mocy. :( Tak więc ten rozdział jest częścią pierwszą czegoś większego a że chce wam coś wstawić przed wyjazdem do Londynu który jest jutro to macie Obiekt2 ;)
~
Rano budzi mnie natarczywe omotanie do drzwi. Mimo, iż wiem kto za nimi czeka spinam się i powoli otwieram drzwi, Thomas wręcza mi naręcze ubrań. Zamyka mi drzwi przed nosem dając namiastkę prywatności. Szybko wskakuję w czarne dżinsy i nieco za duża ciemnozieloną bluzę pod to wkładam czarny sportowy podkoszulek. Wychodzę na zewnątrz i zauważam Thomasa opartego o ścianę. Na mój widok podrywa się. 
-Chodź za mną. 
Posłusznie podążam za mężczyzną, który wchodzi do windy. Naciska przycisk prowadzący na piętro -3 zjeżdżamy w dół a kiedy drzwi się rozchylają moim oczom ukazuje się hangar z śmigłowcami, odrzutowcami, helikopterami czy samolotami. Raj dla moich oczu nigdy tak na serio żadnym nie leciałam, ale obowiązkowym było zdać testy w symulatorach lotu. Thomas raźnym krokiem ruszył po metalowych schodach lekko chyboczących się nad podłogą. Słyszę rumor, który towarzyszy porannym przygotowaniom do lotów. Podchodzi do nas jakiś mężczyzna ubrany w poplamiony olejem szary kombinezon. 
-Pański odrzutowiec jest już gotowy.  
Thomas kiwa głową i przechodzi obok mechanika. Obserwuje jego ruchy mimo widocznej swobody dostrzegam, iż jest lekko zdenerwowany i spięty. Przechodzimy na pas startowy a moim oczom ukazuje się czarna maszyna. Obserwuje ją z podziwem. Thomas zręcznym ruchem chwyta się barierki przymocowanej do boku odrzutowca i wskakuje do środka. Naśladując go ja również wchodzę do maszyny. Zauważam, iż mężczyzna usadowił się na fotelu pilota. Nieśpiesznie sprawdza gotowość maszyny do lotu.
-Siadaj obok mnie drugi pilot raczej nie będzie nam potrzebny. 
Z entuzjazmem zajmuje miejsce z przodu. 
-Otwórzcie, wylatujemy-nadaje do słuchawki. 
Po chwili słyszę szczęk a nad nami otwierają się metalowe wrota. Odrzutowiec płynnym ruchem wylatuje z hangaru. Obserwuje ludzi, którzy coraz bardziej się oddalają. Kiedy jesteśmy na zewnątrz zauważam, iż znajdujemy się w skalistych górach.  
-Wczoraj powiedziałem ci że mam zadanie...-natychmiast zwraca na siebie moją uwagę.-Myślałem nad tym czy nie wysłać cię do szkoły obiektu abyś go poobserwowała, oceniła co robi, jak go pojmać. Ale później doszedłem do wniosku, iż przyda ci się ktoś do pomocy osoba, która ma łatwiejszy kontakt z innymi...  
A więc o to chodziło. Mnie samą przeraża to, że musiałabym wejść między ludzi, zachowywać się jak oni. Ja po prostu nie umiem tak... Może z pomocą kogoś nadal będę mieć cel więc warto spróbować?
-Gdzie lecimy?-pytam  
-Do rezydencji szefa naszego wydziału tam spotkasz osoby, które często nam pomagają w działaniach kiedy potrzeba kogoś młodego. 
Patrzę na niego z powątpiewaniem przecież zatrudnianie jak i szkolenie dzieci jest zabronione...  
-Nie o to mi chodzi one są po prostu dziecmi naszych agentów, które pobierają podstawowe nauki jak przeżyć gdyby ktoś zaatakował ich pałając chęcią zemsty.
Kiwam powoli głową. To ma sens. Thomas kieruje odrzutowcem ku dołowi, a ja zauważam biały sporych wielkości dom. Po chwili rozpoznaje co to za budowla... 
-Serio, biały dom?-pytam niedowierzająco 
-A jakże by inaczej...-mówi radośnie urywając w połowie-Musimy znaleźć ci jakieś imię.  
Cień uśmiechu pojawia się na mojej twarzy. Jakoś nigdy o ty nie myślałam każdy zwracał się do mnie Obiektem2 i to było naturalne jednak patrząc na to teraz chciałbym mieć coś co by choć trochę mnie wyróżniało od osoby, a raczej więźnia, którym byłam. Lądujemy na zbudowanym z szarego kamienia pasie startowym po chwili po Obu stronach odrzutowca ustawiają się ochroniarze. Wyskakuję z maszyny lądując lekko. Thomas wysiada tuż koło mnie i zaczyna iść w kierunku Białego domu. Stąpając za nim niczym cień obserwuje znad kurtyny kasztanowych włosów co się dzieje obok nas. Automatycznie szukam wokół siebie czegoś do obrony. Staram się aby kamery nie zarejestrowały mojej twarzy. Nigdy nie wiadomo z której strony nadejdzie atak. Gdy wspinam się po schodach prowadzących do wejścia od drugiej strony nadchodzi ku nam postawny mężczyzna z ciemnymi włosami przytkanymi pasami siwizny, prowadzi on za sobą wysokiego chłopaka w okularach który rozgląda się wokół zafascynowany. Ubrany jest w ciemną koszule i dżinsy. 
-John!-woła Thomas, a na twarzy nadchodzącego mężczyzny pojawia się uśmiech.  
Zrównuje się z nami krokiem i zagłębia w rozmowę z znajomym. Chłopak idący za nim uśmiecha się lekko w moim kierunku, a ja nie mam pojęcia co zrobić. Wpycham ręce do kieszeni i ruszam za mężczyznami lekko speszona tym, że po raz pierwszy w życiu nie mam pojęcia co zrobić. Wchodzimy do bogato zdobionego holu. Lokaj stojący po prawej stronie prowadzi nas do sali konferencyjnej. Thomas odłącza się od Johna i obraca do mnie. 
-Przybyliśmy jako jedni z pierwszych więc teraz czas przedstawić twoją sytuacje naszemu szefowi. Kiwam głową lustrując pomieszczenie wzrokiem. Ze zdziwieniem zauważam, iż nie ma tu kamer. Rzeczywiście jesteśmy jednymi z nielicznych którzy już tu przybyli. Oprócz mnie i Thomasa jest tu jeszcze jego znajomy i młody mężczyzna o orlim nosie który przyprowadził ze sobą bliźniaki. Dziewczynę o oliwkowej skórze, czarnych włosach i niebieskich skrzących się radośnie oczach jej przeciwieństwem był brat ciemne ścięte na rekruta włosy i granatowe oczy, z których aż biła pogarda dla pozostałych.  
-Idziemy-powiedział raźnie Thomas, ja jednak wyczułam w jego głosie kłamstwo coś jest nie tak...

PS Zapraszam też na mojego nowego bloga :3 Lost


środa, 11 marca 2015

Rozdział VII

James 

Drzwi gwałtownie odskakują i wchodzi przez nie ubrana na czarno dziewczyna. Nie jest zbyt wysoka i wydaje się bezbronna, ale ja widzę to czego inni nie dostrzegają, czujny wzrok, pewny krok, stalowe spojrzenie. Mam przed sobą wojowniczkę, a nie zwykłą dziewczynę. Odwracam od niej wzrok i staram się rozluźnić mięśnie, nie mogę pokazać jej, iż zauważyłem to czego nie powinienem. Biorę szklankę do ręki i upijam łyka. Kontem oka dostrzegam, iż dziewczyna podchodzi do lady i siada niedaleko mnie. Podnoszę się powoli zagarniając przy okazji torbę.
*Ach, kolejna osoba, która chce cię zabić.* -Mówi jakiś piskliwy głos w mojej głowie-*Może tym razem im się uda*
 Idę w kierunku wyjścia przerzucając torbę przez ramię. Przymykam drzwi widzę jak dziewczyna coś zamawia. Może to jednak nie oni? A ja popadam w paranoję?
*Wiesz ja już myślę, że cierpisz na to od dawna...W końcu jesteśmy w twojej głowie*-mówi jakiś dojrzały lekko schrypnięty głos
Marszczę lekko brwi.
 -Też fakt-stwierdzam cicho
Ruszam przed siebie w kierunku wyjścia z dworca. Nie mogę zwiększać prawdopodobieństwa, iż organizacja natrafi na mój ślad. Kiedy wychodzę na ulicę zatrzymuję się na jezdni i macham na taksówkę. Podjeżdża do mnie żółte auto. Wsiadam do środka i rzucam torbę na siedzenie.
-Proszę do...-rozpoczynam gdy nagle do środka od drugiej strony wpada dziewczyna.
 -Mark, co ty robisz?! Zostawiłbyś mnie tu samą?!-Zaczyna swój monolog
 Rozpoznaje w niej nieznajomą z restauracyjki. Spinam mięsnie i szykuję się do ataku.
-Ja przepraszam pana bardzo, ale z powodu małej sprzeczki brat chciał mnie zostawić samą.
Taksówkarz macha ręka jakby odganiał natrętną muchę.
-To gdzie zawieść?
 -Do hotelu Tremon-dziewczyna uśmiecha się czarująco do kierowcy.
A mnie samego sztyletuje wzrokiem. Sięgam powoli do torby, ale obca jest szybsza przyciąga ją do siebie i kładzie pod nogi. Szybko analizuje sytuację zastanawiam się czy nie wyskoczyć z auta. Nieznajoma sięga do kieszeni płaszcza cały się spinam gotowy do błyskawicznej reakcji. Jednak trzyma ona kartkę podaje mi ją bez słowa.
"Jestem po twojej stronie obiekcie 1"

Obiekt 2

 -Co teraz?-pytam cicho
Przed chwilą włamałam się do serwera a Thomas przeszukuje ich dane. Kobieta nadal ciągnie swój monolog ale tym razem o jakiejś nowej technologii. Obserwuje ich spod przymrużonych powiek. Nagle siedzący koło w mężczyzna wstaje.
-Panno Klesse myślę, że ci informatycy nie będą potrzebni!-mówi uśmiechając się lekko-Przeszukaj ich system, mój komputer jest już w ich serwerze.
Kobieta patrzy się na niego otępiała.
 -Jasne szefie, ale jak..?
Rzucam okiem na Thomasa.
 -Na wyjaśnienia czas przyjdzie później... Idziemy?-Pyta zwracając się do mnie
Wstaję i ruszam do windy. Mijam nieufnych wobec mnie ludzi, czuję ich twardy wzrok na sobie, ale zbywam to. Odcinam się od świata zewnętrznego i wpatruje pusto w przestrzeń. Wchodzę do windy a za mną podąża Thomas.
-Niezłe to było-mówi kiedy drzwi zamykają się przed nami
Kiwam lekko głową.
-Myślę że będę mieć dla ciebie zadanie. O ile nadal chcesz współpracować-dodaje pośpiesznie.
Spoglądam na niego zaciekawiona.
-Jakie?-pytam cicho.
Wygląda jakby mnie nie usłyszał na tyle pochłonięty myślami. Kiedy winda staje wychodzimy do przestronnego korytarza. Patrzę się pytająco na Thomasa jednak on wzrusza ramionami, jakby pytał czy jestem na tyle naiwna, iż myślałam że ponownie trafię do celi. Wywracam oczyma. Przecież każdy wróg by tak zrobił... Ale czy oni na pewno są wrogami? Mężczyzna pcha jedne z drzwi. Wchodzimy do małego pokoju z metalowym łóżkiem,półką z książkami oraz komodą. Przejeżdżam palcami po okładkach książek. Nigdy nie miałam takiej prawdziwej w rękach zawsze rozprawiały o broniach, taktykach walk, badaniach naukowych nigdy nie czytał czegoś bo chciałam.
-Przyjdę po ciebie rano-mówi Thomas na pożegnanie

Kiwam lekko głową na znak, iż dotarło to do mnie. Kiedy słyszę lekki trzask zamykanych drzwi wyciągam jedna z książek, siadam na łóżku i rozpoczynam lekturę... Wszystko to co się tu dzieje jest tak inne od tego co znam... A co jeśli to wszystko jest tylko snem zbyt pięknym aby dziać się naprawdę?

~~~
I jak podoba się? Jeśli tak to komentujcie!! Komy serio motywują :) 

wtorek, 3 marca 2015

Rozdział VI

Wszyscy patrzą się na mnie jak na jakiś wybryk natury. Przesuwam po ich twarzach wypranym z emocji wzrokiem kiedy natrafiam na Thomasa i widzę jak uśmiecha się lekko pod nosem zgaduję iż to był sprawdzian.
-Kim jesteś?-pytam młoda kobieta jak dotychczas stojąca w cieniu.
Zbywam jej pytanie prychnięciem. Przechodzę przez salę pełną ludzi a każde z nich stoi nieruchomo. Z mowy ich ciał zgaduj iż odpowiadają przed Thomasem w takim razie on jako ich przełożony zataił przed nimi fakt iż się tu znajduję. W pewien sposób jestem usatysfakcjonowana ich zdziwieniem oraz tym jak nieporadnie zachowuję się w nowej sytuacji kiedy ich szef nic nie robi tylko się uśmiecha.
-Czy my czegoś nie powinniśmy z nią zrobić?-pyta ryzykownie jakiś mężczyzna
-Ale co?-pyta Thomas-Odkąd to Haston boisz się nastolatek?
Poniżony czerwieni się gwałtownie a ja patrzę morderczo na ich szefa. Odkąd się mnie nazywa nastolatką i jeszcze gorzej…niegroźną. Siadam na krześle w rogu pomieszczenia i obserwuję sylwetki ludzi. Większość mnie lekceważy co w razie ataku zadziała na moją korzyść niektórzy patrzą na mnie uważnie ale po chwili odwracają wzrok napotykając moje z pozoru nieruchome spojrzenie.
-Kontynuujcie!-Mówi lekko Thomas
Kobieta która wcześniej zadała mi pytanie chrząka i patrzy na mnie z rezerwą ale po chwili kontynuuje monolog.
-Tak więc namierzyliśmy sygnał kolejnego laboratorium takiego jak poprzednio. Wedle naszego wywiadu mieści się ono nie na pustkowiu ale w samym centrum Nowego Yorku a w dodatku są podejrzenia iż przetrzymywane tam dziecko nie zdaje sobie sprawy z przeprowadzanych na nim eksperymentów a w dodatku normalnie funkcjonuje. Jest to stosunkowo nie zwykłe ale jeszcze za wcześnie na to aby przeprowadzić skoordynowany atak. Brak nam wystarczających dowodów ale i informacji równie dobrze może to być fałszywy trop. Jutro z samego rana mają przybyć informatycy z siedziby głównej aby włamać się do ich serwera.
Kiedy tylko usłyszałam, że może być ktoś taki jak ja. Tak samo wyszkolony ktoś kto mnie zrozumie… Podjęłam decyzję. Pomogę im…przynajmniej na razie.  Wstaję bezszelestnie z krzesła i podchodzę do Thomasa wszyscy są zbyt zafrasowanie aby mnie zauważyć.
-Chcę pomóc-mówię cicho
Mężczyzna odwraca się lekko w moją stronę i kiwa powoli głową.
-Tak myślałem.
-Włamię się tam tylko daj mi komputer.-mówię pewnym siebie głosem
Thomas pochyla się i z czarnej aktówki wyciąga czarny laptop kładzie go przede mną.
-Zaczynaj.
Otwieram klapę i włączam urządzenie. Kiedy włamuję się do bazy z jednej strony nasłuchuję czyhającego niebezpieczeństwa z drugiej moją uwagę koncentruję na rzędzie cyferek i liczb. Przeskakuję przez kolejne poziomy zabezpieczeń a mój umysł nie przeocza żadnej zastawionej na rząd pułapki. Jestem niewidzialna ale śmiertelnie skuteczna. 
-Już-w końcu odrywam alce od klawiatury będąc już w głównym systemie laboratorium.
-Idealnie poszukasz akt znajdującego się tam obiektu i wszystko co związane z jego lekami badaniami czy też planem dnia.
Klikam poszczególne elementy i na ekran wyskakuje mi karta chłopaka.

Obiekt 10
Funkcjonalność umysłu- 40%
Płeć-chłopak
Wiek-16
Posłuszeństwo-skorygowane
Stan-na wolności
Moce-rozwinięte samodzielnie.


Zaciskam ręce w pięści. On jest taki jak ja… Jest kolejny obiektem, potworem. Ale jest wolny. Po raz pierwszy czuję zazdrość.



~~
No więc sorry za to że tyle czekaliście :/ Co do zakładki obiekty pojawiać się będzie z czasem gdyż jak na razie nie znamy dokładniej obiektów :D Tak więc komentujcie!

                           

sobota, 7 lutego 2015

Rozdział V

Kładę głowę na zimnej szybie… Obrazy przed moimi oczami przemykają niezauważone. W torbie pod moimi nogami mam wszystko co potrzebne. Dokumenty, ubrania…broń. Wsuwam ręce do kieszeni szarej bluzy i przymykam oczy, nie pozwalam sobie zasnąć muszę być czujny nie wiadomo skąd nadciągnie kolejny atak. Pociąg niespokojnie podskakuje na torach. Z nieba zaczyna padać deszcz i krople wody rozmazują widok za oknem. Celem mojej podróży jest Nowy York jedyne miejsce które przez całe życie unikałem a do którego tak mnie ciągnęło… To w tym mieście stolice ma organizacja która mnie stworzyła.
*Nie ciebie, nas*-odzywa się czyjś natrętny głos w głowie.
-Zamknij się-syczę
*Pomarz*-drwi jakaś kobieta
Gwałtownym ruchem wyjmuję rękę z kieszeni i odgarniam włosy z oczu. Pochylam się i sięgam po torbę, rozpinam zamek błyskawiczny i wyciągam butelkę z wodą. Kiedy się podnoszę widzę że miejsce po przeciwnej stronie zajęła jakaś kobieta.
-Jimmi-powiedziała miękko
Wbijam w nią zdziwione spojrzenie i szybko wyciągam nóż za paska.
*Kto to?*-wybucha lawina pytań w mej głowie
Nieznajoma ma długie brązowe włosy i czarne oczy. Patrzy na mnie z….miłością?
-Myślę że czas wrócić do domu synu…
Gwałtownie wstaję z miejsca i cofam się.
-Kim jesteś?-Pytam spięty
-Twoją matką-mówi uśmiechając się kojąco
-Nie-mówię drżącym głosem
Nagle pociąg gwałtownie skręca i potykam się. Kiedy znów kieruję swoje spojrzenie na kobietę jej już tam nie ma… Rozglądam się dookoła ale tak jak przed paroma minutami jestem sam w przedziale…
*No i puf nie ma jej*-mówi zrzędliwy głos w którym rozpoznaję Rayana jedną z moich pierwszych ofiar
-Co ty nie powiesz-mruczę pod nosem
Opadam na moje stare miejsce i dostrzegam iż kobieta zostawiła na siedzeniu komórkę. Biorę ją do rąk ostroznie jakby była groźna i próbuję włączyć. Ale nic z tego… Otwieram okno a na dłoń opadają mi kroplę wody wyrzucam przez nie telefon. Mógł być przecież lokalizatorem… Wkładam nóż do kieszeni bluzy i oczyszczam umysł. Po jakimś czasie zasypiam choć nie powinienem….
Podrywam się gwałtownie do góry obudził mnie tajemniczy trzask wydobywający się z głośników w przedziale.
-Przystanek Newark-oznajmia monotonny głos-Pociąg ponownie ruszy za piętnaście minut. Dziękujemy za uwagę.
Podnoszę torbę z ziemi i wychodzę z przedziału, mijam kobietę z dzieckiem na rękach. Bacznie obserwuję swoje otoczenie. W odległości paru metrów ode mnie znajduje się wyjście z pociągu zmierzam powoli w jego kierunku. Kiedy wydostaję się na zatłoczony peron w moje nozdrza uderza  zapach spalin. Mój wzrok padł na małą kawiarenkę podążyłem w jej kierunku i wszedłem do środka znajdowałem się w przytulnym pomieszczeniu z beżowymi ścianami. Za ladą stała młoda blondynka ostentacyjnie oglądająca paznokcie. Na lewo ode mnie przy stoliku siedział biznesmen a tuż obok niego młoda parka. Oklapłem na wysokie siedzenie przy ladzie kładąc torbę obok siebie. Kelnerka zauważywszy mnie zmierzyła leniwym wzrokiem moją sylwetkę po czym powiedziała przeciągając sylaby
-Coś podać?
-Kawa czarna…
Dziewczyna odwróciła się a ja zlustrowałem pomieszczenie.
*Czego się tak boisz? Przecież to oni winni bać się ciebie*-powiedział czyjś zgryźliwy głos
Skrzywiłem się nieznacznie ale w duchu przyznałem rację tej osobie
*Przecież to nie jego wina…*-w mojej obronie wystąpił nie znana mi wcześniej dziewczyna
*A ty kim niby jesteś?*-odezwał się Rayan
*Nikim*-stwierdziła z prostotą
W mej głowie rozpętała się istna burza a ja patrzyłem otępiałym wzrokiem na blat. Potrząsnąłem głową muszę się skupić… Przede mną wylądowała kawa.
-Trzy dolary się należą-Powiedziała blondynka
Wyciągnąłem zwitek banknotów z kieszeni podałem dziewczynie
-Reszty nie trzeba-uśmiechnąłem się

Wyciągnąłem rękę po kubek gdy drzwi otwarły się z huki…

Nie za długie to ale chciałam pokazać że żyję! Noo więc jak się podoba? 
Czytasz=Komentujesz!!

czwartek, 29 stycznia 2015

Okey...

Nie mam ostatnio weny a pod ostatnim rozdziałem zero komów :C Co jest z wami ludzie? Nie podoba się wam? Jeśli tak to mówcie co zmienić....

niedziela, 25 stycznia 2015

Rozdział IV

Znajduje się w wielkim lodowcu. Zamrożona na wieki. Bezsilna… Nie mogę się poruszać jestem w lodzie skuta kajdanami, zimno…
Gwałtownie się budzę z koszmaru. Nadal siedzę skulona w koncie pokoju a mój nadgarstek jest lekko niebieskawy. Z takim rodzajem długotrwałych środków halucynogennych jeszcze się nie spotkałam. A mam spore doświadczenie… Krzywię się na samą myśl o tym jakie eksperymenty na mnie przeprowadzano. Drzwi do mojego pokoju się otwierają i wchodzi poprzez nie ten sam mężczyzna co wcześniej.
-Chodź-mówi przyjaźnie
Patrzę na niego nieufnie ale mimo to wstaje. Nadal jestem ubrana w krótkie spodenki i czarną bluzę na ramiączkach więc kiedy wychodzimy na zimy korytarz moja skórę owiewa zimne powietrze ale ignoruję to uczucie. Bywało gorzej… Uważnie rozglądam się w każdym rogu korytarza są kamery które uważnie śledzą moje ruchy nie ma żadnych rozgałęzień moja cela mieści się na końcu korytarza a najbliższe drzwi znajdują się na drugim jego krańcu. Zero drogi ucieczki….
-Tak…-odzywa się mężczyzna jakby czytał mi w myślach-To więzienie doskonałe
Przytakuję milcząco. Docieramy do końca korytarza i mężczyzna wybiera rząd cyfr na panelu dostrzegam je kontem oka i zanotowuje w pamięci.
36836201903793
Teraz muszę odkryć jedynie jak poruszać się pomiędzy kamerami aby mnie nie zauważyły. Więzienie? Nie dla mnie… W końcu mój poprzedni ,,dom" był bardziej zabezpieczony. Drzwi się otwierają i wychodzimy na opustoszały korytarz. Zauważam iż moja cela mieściła się widocznie w odciętym od reszty skrzydle. Agent podchodzi do ściany naciska tajemniczy przycisk z ściany wysuwają się skanery które potwierdzają jego tożsamość.
No z tym będzie trudniej sobie poradzić… Koło mężczyzny coś szczęka i część ściany się odsuwa zza niej wyłania się winda. Wchodzimy do środka i od razu ruszamy. Winda staje i drzwi się otwierają docieramy do przestronnego dużego pomieszczenia z wielkim stołem.
-Wiesz po co cię tu sprowadziliśmy?
-Informacje tortury…-zaczynam wymieniać monotonnym tonem
-Tak prawda potrzebujemy informacji ale nie będziemy stosować wobec ciebie przemocy
Patrzę mu wyzywająco w oczy i pokazuję nadal niebieskawy nadgarstek.
-Taaa jasne-rzucam
Mężczyzna lekko się speszył i chrząka.
-No to może zacznijmy od nowa? Nazywam się Thomas -wyciąga do mnie przyjaźnie dłoń jednak ja ją ignoruję i podchodzę do stołu siadam na nim i wbijam wzrok w ścianę.
Znajdujemy się w dużym pokoju z białymi ścianami i szklanym stołem na ścianie wisi abstrakcyjny obraz.
Nic więcej… Ściana podłoga obraz ściana podłoga obraz ściana podłoga obraz ściana……..
-Dlaczego mam ci zaufać?-Pytam niespodziewanie
-Nie masz innego wyboru…
Zbywam to wzruszeniem ramion.
-Zawsze jest jakiś wybór…-mówię cicho

Tak mija dzień, dwa trzy codziennie scenariusz się powtarza wstaje, idziemy do pokoju wracamy. Codziennie siadam na stole i codziennie słucham. Poznaje… Ufam? Nie wiem. Thomas jest pierwszą osobą która jest miła?
-Ej słuchasz mnie?-Pyta z uśmiechem a ja otrząsam się z zamyślenia
Kiwam potwierdzająco głową. A mężczyzna kontynuuje swój monolog.
-Mam żonę syna…Tyle że oni nie wiedzą co ja robię…
-A co robisz?-Zaskakuje go swoim pierwszym pytaniem
-Pracuję dla rządu w wydziale SSN.
Nagle drzwi się otwierają a do środka wpada żołnierz ubrany w mundur zalutuje i mówi
-Szefie jesteś potrzebny namierzyliśmy coś.
Dopiero teraz mnie zauważa i wydaje się zaskoczony.
-Poczekaj tu.
Obaj wychodzą a ja zostaję sama. Czy on serio myśli że zostanę?. Codziennie śledziłam ruch kamer wszystko. Teraz już wiem jak obejść zabezpieczenia… Wstaję od stołu i idę w kierunku ściany gdzie według moich obliczeń powinno się znajdować zasilanie do windy. Walę łokciem w pustkę a kawałek ściany odpada ukazując stalową puszkę. Podważam jej zawiasy i ją otwieram w środku jest rząd kabli ostrożnie odłączam jeden z nich i zamieniam miejscem z czerwonym drzwi do winy się otwierają. A ja wchodzę przez nie do środka pochylam się nad przyciskami i zauważam iż jeden nie do końca opadł to zapewne tam się udali. Wciskam go i ruszam drzwi się otwierają a ja widzę wielkie pomieszczenie całe oszklone oczy zgromadzonych podnoszą się na mnie.